Start ultramaratonu Pomorska 500 dość długo stał nie tylko pod znakiem zapytania, ale i garści lokalnych spekulacji w rowerowym ultra światku. Sam w pewnym sensie mizernie oceniałem możliwość jego realizacji, zarówno w dobie wprowadzonych obostrzeń jak i realnych zagrożeń związanych z wiadomą sytuacją epidemiologiczną. Świadomie odwlekałem zakup nie tylko biletu, ale także ekwipunku i części wymaganych zarówno przez logikę jak i własny instynkt samozachowawczy. Wszystko trwało w pewnego rodzaju zawieszeniu do momentu, który diametralnie zmienił najbliższy czas, momentu zakupu biletu w jedną stronę…

Sprzęt, którym pojadę Pomorską 500 to typowy cyklokross, a dokładniej Focus Mares  2018, o którym pisałem w lutym ubiegłego roku. Na wyjazd rower postanowiłem wyposażyć w zestaw sakw ze stajni ROSWHEEL, korzystając internetowo z lokalnych dostawców oraz usług “Alibaby”. Z racji małego, żeby nie powiedzieć że żadnego doświadczenia w zabieraniu ze sobą rzeczy wyłącznie niezbędnych, rower ubrałem w trzy obszary z określonym wcześniej przeznaczeniem:

  • Torbę na kierownicę – 2.5 l – podręczne akcesoria do komunikacji, dokumenty, energetyki, czołówka, kamerka,
  • Torbę pod ramę – 3 l / 4 l – elektronika – głównie power bank oraz części do napraw i apteczka,
  • Torbę pod siodełko – 9 l – ubrania na zmianę, folia nrc, ochrona przed deszczem.

Biorąc pod uwagę dość dużą porcję niewiadomych po drodze obszarów oraz podświadomą chęć przygody w szczegółach od strony technicznej i warsztatowej wygląda to mniej więcej tak: smartfon, powerbank 20.000 mAh, nawigacja Wahoo Elemnt, czołówka Trek 900 z wymiennym wkładem na paluszki, kamerka Dji Osmo Action, kable do ładowania  usb – micro oraz C i słuchawki douszne. Całości dopełniły tutaj spakowane do środkowej sakwy: trytytki, trzy zapasowe spinki łańcucha, hak przerzutki, łatki, dwie zapasowe dętki, pompka ręczna i smar do łańcucha.

Niebagatelną kwestią w obszarze spędzenia dość długiego czasu nie tylko w siodle, ale także w różnych warunkach pogodowych i dobowych jest także zadbanie o swoje bierne bezpieczeństwo, na które złożyły się: Podręczna apteczka (opatrunki, plasterki, gumowe rękawiczki) krem z filtrem uv, krem do “siedzenia” – clotrimazolum gsx, garść witamin, chusteczki nasączane i cztery fiolki magnezu w płynie. Tylny obszar bagażu zamknęło natomiast wyposażenie stricte ubraniowe: kurtka przeciwdeszczowa, czapeczka, zapasowa bielizna, ocieplacze, bluza, folia. Wyposażenie być może uzupełnię o hamak, czas i negocjacje z rozsądkiem jeszcze pokażą…

Wplatanie obszaru bajkowego do rzeczywistości, bywa bolesne.

Szczególnie następnego dnia…

Trening do pomorskiej tak po prawdzie rozpocząłem zdecydowanie za późno, realnie ujmując temat nie jestem do tego startu dobrze przygotowany. Złożyło się na to kilka czynników, zarówno wspomniane odwlekanie decyzji oraz niezbyt zachęcająca pogoda. Całości dopełniły także ważne obowiązki zawodowe. Z premedytacją nie skupiłem się także na treningu jako uporządkowanej jednostce, postawiłem bardziej na obszar gdzie po prostu wychodzę na rower. Takie podejście daje zdecydowanie więcej frajdy, pozwala na pewnego rodzaju improwizację oraz łatwiej wkomponowuje się czas. Mimo niewielu nabitych kilometrów i tak nieco przekroczyłem swoją własną średnią z roku już z końcem maja, a najdłuższy  rozjazd weekendowy 80 + 90 kilometrów po prostu musi wystarczyć…

Plan na Pomorską 500 jest w sumie prosty i zakłada dojechanie do mety. Choć brzmi to nieco trywialnie, ma on jednak dwie wersje, w których obu ruszam 11 czerwca 2020 o godzinie 5:50 trasą pierwszej edycji pomorskiej pięćsetki. Pierwsza z nich o kryptonimie “dłużej ale krócej” zakłada jazdę pierwszego dnia poza granicę 250 kilometrów, wstanie z “kurami” i jazdę już do mety. Żeby nie było plan wymyślił mój serdeczny kolega Waldek, który również w dużej mierze przyczynił się do mojej eksploracji tej nowej formy ruchu. Drugi plan nieco bardziej “turystyczny”, to trzy dni rozłożone po jednej trzeciej z 530 kilometrów trasy i noclegi ze śniadaniem na bogato. Oczywiście w praktyce nie mogę wykluczyć także sytuacji, kiedy wykonam telefon ratunkowy i zostanę zdjęty z trasy. W praktyce, temat zweryfikuje pierwsze 150 kilometrów i nowe siodełko, do którego od kilku dni się przyzwyczajam….

Start w zawodach zawsze budzi sporo emocji, tym bardziej kiedy w grę wchodzi obszar o jakim ma się nieco mgliste pojęcie. Umysł buduje różne wersje zdarzeń, na które podświadomość instynktownie karze się przygotować, wiedząc jednocześnie że i tak nie uwzględni się wszystkich możliwych wariantów. Właśnie to podoba mi się w tej imprezie, jedynej w jakiej wezmę udział w tym roku, i zarazem pierwszej mającej dać odpowiedź czy bardziej pociągnąć w życiu ten nieco epicki kontekst…

Z Pozdrowieniem – Marek Mróz

Niniejszy wpis nie jest sponsorowany. Poniżej zamieszczam ciekawe linki afiliacyjne do wartościowych książek o pasji związanej z rowerową przygodą. Dokonując z nich zakupu, wesprzesz rozwój bloga. Dziękuję.

Naprawa i konserwacja rowerów -poradnik – kupisz tutaj,

Podręcznik przygody rowerowej – kupisz tutaj,

Campa w sakwach, czyli rowerem na dach świata – kupisz tutaj.